Rodzinne wakacje na południu Francji.
Czerwiec 2014
To był długo wyczekiwany urlop. Zaplanowane dwa tygodnie odpoczynku z całą rodziną, (ale takiego w naszym stylu, czyli intensywnie fizycznie i błogo psychicznie) w pięknych okolicznościach przyrody – tym razem kierunek Francja, region Prowansja i Lazurowe Wybrzeże.
Oto nasza zaplanowana trasa:
Transport autem (dziś uważam to za nie do końca trafny ekonomicznie i czasowo pomysł, ale wówczas nie zajmowaliśmy sobie tą kalkulacją głowy, tym bardziej, że jak autem to i „niezbędnego” bagażu można wziąć sporo, a i na miejscu jest się łatwiej przemieszczać).
Nocleg stacjonarny w Sollies-Toucas na kempingu Grand Bleu Le Galoubet – departament Var, nieopodal Hyeres. (I tu kilka słów objaśnienia: obiekt ten nie miał nic wspólnego z tymi występującymi w Polsce polami namiotowymi. Jest to raczej małe osiedle letniskowych domków jednorodzinnych, ze wspólnym dostępem do basenów, barów, restauracji, … Miejsce okazało się genialne dla naszych potrzeb: czysto, przytulnie, ładnie, ergonomicznie i z wybiegiem dla dzieci (czyt. mały ogródek) oraz w bardzo przystępnej cenie – polecam ).
W DRODZE
Załadowani do auta i podekscytowani ruszamy na koleją wakacyjną przygodę. Wybieramy trasę z Gdańska naszymi nowymi autostradami. We Frankfurcie nad Odrą przekraczamy granicę, a w niemieckim Memmingen robimy przerwę na nocleg.
(Nauczeni doświadczeniami poprzednich wakacji nie forsujemy siebie i dzieci w trasie do granic wytrzymałości – no i zawsze jest okazja coś fajnego zobaczyć, rozprostować nogi i lokalnie zjeść).
Kolejny dzień to przepiękna trasa przez Austrię i Szwajcarię. Widok Alp nigdy mi się nie znudzi i za każdym razem obiecuję sobie zatrzymać się w tych stronach na dłużej.
Kolejno mijamy Mediolan i wjeżdżamy na francuską autostradę wzdłuż Lazurowego Wybrzeża (niestety podróże autostradami we Francji do tanich nie należą – za każdy odcinek drogi oddzielnie pobierane są opłaty. A wydawało nam się, że w Austrii i Szwajcarii mają drogie winiety) . Późnym popołudniem jesteśmy na miejscu właściwego noclegu. Jeszcze tylko szybkie zakupy w miejscowym markecie i jesteśmy na wakacjach
Małe Sollies-Toucas okazuje się bardzo urokliwe. Dwie restauracje (w tym pizzeria z rodzinnym klimatem jak z „Ojca chrzestnego”), lokalna piekarnia, mała rzeczka z wodospadem i senne uliczki – uwielbiam takie miasteczka.
TULON
Czas na zwiedzanie właściwe Zaczynamy od portowego Tulonu, który choć piękny, nie do końca przypadł nam do gustu z uwagi na wszechobecny tam wielkomiejski zgiełk i niewytłumaczalne, podskórne poczucie zagrożenia (niestety Francja od lat zmaga się z problemem emigrantów w Afryki, a w tym mieście byli oni szczególnie widoczni /słyszalni), a będąc na wakacjach z dziećmi jesteśmy na to szczególnie wyczuleni.
PORQUEROLLES
Kolejnym punktem programu są wyspy, a konkretnie wyspa Porquerolles, na którą wypływają promy z Hyeres. Jest przepiękna !!! – my na plażowanie i zwiedzanie przeznaczyliśmy cały dzień. Działa tam kilka wypożyczalni rowerów z których warto skorzystać, by objechać całą wyspę i podziwiać cudowne widoki (można wypożyczyć również rowerowe foteliki dla dzieci lub przyczepki – te drugie nie sprawdzają się, gdy trzeba przedostać się na południową część wyspy). Na północy wyspy znajdują sią malownicze piaszczyste plaże z łagodnym zejściem do morza, idealne do leniwego plażowania. Południowe wybrzeże to strome klifowe urwiska i siedliska miejscowego ptactwa.
Na wyspie znajduje się również winnica, w której produkowano pierwsze wina klasyfikowane jako vin des Côtes de Provence, jest kilka restauracji i kwatery oferujące noclegi (to dla tych, którzy z tej bajecznej krainy nie chcą wyjeżdżać).
AIX-EN-PROVENCE
Po błogim leniuchowaniu na wyspie kolejny dzień poświęcamy na zwiedzanie. Pada na Aix-en-Provence (do tej pory nie wiem jak prawidłowo wymawiać tą nazwę). Miasto urodzenia i pracy Paula Cézanne’a od początku było na mojej liście must see, i nie zawiodłam się. Godzinami można by błądzić w labiryncie pięknych uliczek i poddawać się urokowi tego miejsca – Aix-en-Provance jest niezwykle klimatyczne, miejscami ekscentryczne; pachnące bagietkami i lawendą.
Miasto zwiedzaliśmy słynnym szlakiem Cézanne’a (idąc śladem tabliczek na bruku), co dawało dzieciom ogromną frajdę i zapobiegło zmęczeniowemu marudzeniu
ANTIBES
No i nastał najbardziej wyczekiwany przez dzieci dzień – wizyta w MARINELAND (morski park rozrywki) i zaplanowane spotkanie z orką. Z samego rana wsiadamy do auta i kierujemy się na wybrzeże do Antibes. Ekscytacja sięga zenitu!
Pokazy wyskakujących z ogromnego basenu tresowanych orek, delfinów, fok i lwów morskich odbywają się przez cały dzień – ale w określonych godzinach. W międzyczasie czekają na zwiedzających żółwie morskie, niedźwiedź polarny, rekiny, płaszczki (które można dotykać), pingwiny – jest cudownie (syn odnalazł również Dinopark). I wcale się nie dziwię, że dzieciaki zwariowały tam ze szczęścia
Gdyby nie to, że głód wygnał nas z tego miejsca na miasto, pewnie siedzielibyśmy tam do zamknięcia nie czując znużenia. (w Marineland są oczywiście restauracje i bary ale ceny z uwagi na brak zewnętrznej konkurencji są znacząco wyższe niż w samym Antibes – a nam przyszła ochota na mule ).
Po tak wyczerpującym emocjonalnie i fizycznie dniu, kolejny planujemy spędzić przy basenie, aczkolwiek potworny upał 35 stopni sprawia, iż chcąc nie chcąc w drugiej połowie dnia wsiadamy do auta wybierając się na kolejną wycieczkę – do pobliskiego Brignoles.
BRIGNOLES
Kolejny dzień to Nicea – największe miasto Lazurowego Wybrzeża. Tętniąca życiem, upalna ale piękna. Wzdłuż morskiego brzegu biegnie tu jeden z najsławniejszych w świecie bulwarów: Promenade des Anglais, jednakże główną atrakcją okazuje się fontanna na centralnym placu miasta – idealna na panujące upały.
Zdecydowanie jest tu co robić. Stara Nicea to plątanina wąskich urokliwych zaułków i niewielkich placyków.
GRASSE
W Grasse działają po dziś dzień najsłynniejsze i najstarsze wytwórnie perfum: Galimard Parfumeur, Molinard Parfumeur oraz Fragonard Parfumeur, a całe miasto przesiąknięte jest słodkim kwiatowym zapachem. Stare miasto mieści się na wzgórzu, jest dość zwarte, a zabudowę stanowią piękne wysokie kamienice. Panuje tu przyjemny chłód i półmrok.
CANNES
No to skoro jesteśmy już tak blisko – to ruszamy do Cannes (odległość to zaledwie 18 km). Miasto to jest znane na całym świecie dzięki festiwalowi filmowemu, który odbywa się tu co roku w maju.
Jest to typowy nadmorski kurort, jachty co prawda cumują tu ciut droższe, ale po okresie festiwalowego szału Cannes nie zaskakuje nas niczym szczególnym – no może poza tym, że serwują pyszne ślimaki
Do naszego „wakacyjnego domku” wracamy nocą, a kolejny dzień spędzamy w sennym Sollies-Toucas (gdzie nawiązujemy nowe cenne znajomości z obsługą restauracji i pizzerii) oraz na naszym basenie.
AVIGNON
Tak wypoczęci wybieramy się na kolejną eskapadę – do Avignon, niegdysiejszej rezydencji papieży. Parkujemy w samym centrum miasta – na podziemnym parkingu przed Pałacem Papieskim.
Co do zasady na wakacjach z dziećmi nie ciągniemy ich na zwiedzanie muzeów, płacy itp. – aczkolwiek tym razem wszyscy zdecydowaliśmy, że na pewno będzie warto, chociażby po to, by się ochłodzić (za zewnątrz fala makabrycznych upałów sięgających 38 stopni skutecznie utrudniała przyjemne spędzenie czasu). Na szczęście zwiedzanie pałacowych pomieszczeń okazało się całkiem interesujące, tym bardziej, że wystawę swoich prac zorganizował w nich Stefan Szczęsny – co prawda jest to dość karkołomne połączenie sztuki nowoczesnej ze średniowieczną historią tego miejsca, ale mnie to pasuje
Ruszamy dalej – cel: Gordes, Roussillon i pola lawendy.
GORDES
Gordes – jest to najpiękniejsze miasteczko Prowansji. Rozpłynęłam się na jego widok – szczególnie z oddali robi niezapomniane wrażenie. Koniecznie trzeba to zobaczyć! Jest bajeczne.
W miasteczku można cudownie zabłądzić i nie wynurzać się z plątaniny wąskich kamiennych uliczek. Jest PIĘKNIE.
ROUSSILLON
Kolejno jedziemy do francuskiej stolicy ochry – Roussillon. Miasteczko to leży na złożach tej rdzawej mieszaniny piasku i gliny, którą do dziś wydobywa się tam metodą odkrywkową.
Miasteczko przepełnione jest cudownymi kolorami. Ceglanordzawe fasady domków fantastycznie korespondują z niebieskimi i zielonymi okiennicami.
Pozostało więc nam już tylko odnaleźć pola lawendy i plan na dziś zaliczony. Z mapy jasno wynika, że w tym rejonie powinny być, ale nie jest to wcale takie oczywiste. Po kilku nawrotkach autem udaje się odnaleźć co nieco
Co prawda nie jest ona jeszcze w swoim pełnym rozkwicie – ale mnie to wystarcza. Dla chętnych TU mapka gdzie i kiedy kwitnie lawenda.
Czas urlopu nieubłaganie się kurczy, a tu jeszcze tyle do obejrzenia. Wybieramy się więc na targ do Fréjus i na plażowanie do Saint-Tropez.
FREJUS
Gdyby nie odbywający się tam targ – pewnie byśmy się w ogóle do Fréjus nie wybrali. Miał być typowo prowansalski, a był ciuchowo-spożywczy z małymi tylko regionalnymi akcentami.
Obkupieni w wino, suszone pomidory i oliwki jedziemy dalej.
SAINT-TROPEZ
W Saint-Tropez oczywiście nie ma mowy o plażowaniu – nikt o zdrowych zmysłach nie wytrzymałby na plaży w taki upał (szczególnie z dziećmi), więc wybieramy dobrze sobie znaną opcję zwiedzania miasta – basen jak co dzień zaliczymy wieczorkiem.
Obowiązkowym punktem programu jest oczywiście posterunek żandarma
Wracamy na zasłużoną kolacyjkę:
Ostatni dzień naszych rodzinnych wakacji we Francji mija nam na robieniu drobnych zakupów – prezentów w Hyeres. Po raz kolejny błądzimy w gąszczu wąskich uliczek żałując, że to już koniec.
Następnego dnia z samego rana jesteśmy już na trasie przemierzając po raz ostatni już znaną nam autostradę wzdłuż Lazurowego Wybrzeża. Wszystko co dobre tak szybko się kończy
Jeszcze tylko przystanek na nocleg w niemieckiej Norymberdze i jesteśmy w domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz